Nie lubię minimalizmu...
Nie lubię tej wersji, która każe wyrzucić wszystko, co kupiliśmy, dostaliśmy, stworzyliśmy wokół siebie. A potem kupić lepsze - bardziej minimalistyczne. A jak już się znudzi, to zastąpić kolejną wersją.
Czytam o tym, że ktoś przez rok nie kupował ubrań, a po tym czasie musiał wymienić całą garderobę, tak była zużyta, niemodna, znudzona. Wolę kupić przez ten rok to, co naprawdę mi się zniszczyło, a w tym czasie cały czas cieszyć się sukienką, która ma ponad 15 lat i na wielu imprezach mi towarzyszyła.
Nie lubię dziwnych minimalistycznych wyzwań. Kiedy coś potrzebuję - kupuję. Jeśli nie potrzebuję - nie kupuję. Jeśli czegoś się pozbywam, a komuś może się przydać - szukam nowego domu. Nie wyrzucam do śmieci.
Mieszkałam przez parę dni ostatnio w takim naprawdę mocno minimalistycznym mieszkaniu. Podobało mi się i pomogło uświadomić, jak daleka minimalistyczna droga jeszcze przede mną. Jak to zrobić, żeby przejść ją mądrze?
Ukułaś kiedyś pojęcie, które do dziś uważam za zdecydowanie lepsze, niż minimalizm i nazwałaś je mini(opty)malizm! Uważam, że to najprostszy sposób do wytłumaczenia ludziom, że w minimalizmie nie chodzi o pozbywanie się rzeczy tylko po to, by się pozbywać, ale właśnie po to, by redukując posiadanie optymalizować wszystko!
OdpowiedzUsuńA minimalizm który nakazuje żyć na granicy ubóstwa, bo inaczej nie wypada, to raczej pomyłka, niż minimalizm ;)
Szukanie tego optimum też wcale nie jest proste...
UsuńWersja która każe jest złą wersją. To przecież wybór.
OdpowiedzUsuńPo roku niemodna - to znowu nakaz.
Kupuję tylko to co potrzebuję ale moje potrzeby mogłoby zaskoczyć minimalistów i optymalistów. Ale to mój minimalizm a nie jakiś teoretyczny.
Czyli Twój optymalizm - bo z tym Ci najlepiej :)
Usuń