piątek, 18 listopada 2016

Sukces

Czym jest sukces dla Ciebie?

Czy, żeby ocenić siebie "odniosłam sukces w życiu" musisz spełnić jakieś określone kryteria?

Czy musisz napisać jakieś światowe dzieło?
Czy musisz wnieść coś do nauki?
Czy musisz uratować czyjeś życie?
Czy musisz mieć duży dom z ogrodem?
Czy musisz być specjalistą w jakiejś dziedzinie?
Czy musisz mieć poczytnego bloga?
Czy musisz mieć mnóstwo bliskich osób dookoła siebie?
Czy musisz mieć doskonale wychowane i wyedukowane dzieci?
Czy musisz codziennie rano budzić się z uśmiechem na ustach?

Jeśli nie chcę być naukowcem, autorem bestsellerów ani właścicielką wielkiej fortuny, to nie znaczy, że nie mogę mieć swoich małych ważnych sukcesów. I jeśli będę z góry wiedziała, że tego właśnie chcę, to nie poczuję się bezwartościowa tylko dlatego, że nie dokonuję wielkich czynów.
Nie każdy musi być profesorem czy chirurgiem. Ktoś musi temu profesorowi ugotować obiad, upiec chleb. Ktoś dla chirurga szyje ubrania, naprawia buty i wywozi śmieci.

A naszym sukcesem niech będzie po prostu dobre życie.

czwartek, 11 sierpnia 2016

krótko i na temat

Dziś nie będę się długo rozpisywać. Tylko taka krótka porada. Najbardziej dla mnie samej.
Nawet jeśli przeczytasz sto tysięcy podręczników i książek na jakiś temat, obejrzysz setki filmów motywujących i weźmiesz udział w dziesięciu szkoleniach... Jeśli nie weźmiesz się do roboty i nie zaczniesz wdrażać swoich planów w życie - nic nie osiągniesz.
Tak więc ten tego... Bierzmy się do roboty!

środa, 6 lipca 2016

Czy bycie eko musi być kosztowne?

Często się słyszy, że bycie ekologicznym jest kosztowne. Zakupy w sklepach ekologicznych rzeczywiście potrafią przerazić. Ale dbanie o środowisko i otoczenie wcale nie musi być związane z dużymi kosztami, a wręcz często może pozwolić na małe lub duże oszczędności.

Poniżej moje kilka porad, co zrobić, żeby być bardziej ekologicznym oszczędniejszym równocześnie:

1. Nie kupuj nigdy plastikowych reklamówek w sklepach. 
Wiadomo, oszczędność 5 groszy nie jest łatwo zauważalna w naszym budżecie. Nawet jeśli pomnożymy te 5 groszy przez 5 roboczych dni, to w 52 tygodnie w roku uda nam się zaoszczędzić 13 zł. To nie majątek, ale oprócz drobnej kwoty w portfelu pozostanie nam satysfakcja, że mniej plastiku wylądowało na śmietniku.

2. Zadrukowany papier wykorzystuj na notatki lub rysunki dziecięce.
Dokumenty zawierające istotne dane osobowe najlepiej wrzucić do niszczarki albo zutylizować w inny sposób, który nie pozwoli postronnym osobom na dotarcie do tych danych. Ale oprócz kartek z tymi ważnymi danymi, przez nasze mieszkania przewija się mnóstwo papieru, który po prostu wyrzucamy (oby przynajmniej segregując).
Zamiast kupować kolejny blok rysunkowy dla dzieci - proponuję odkładać jednostronnie zapisane karteczki. Zamiast kupować supernotatnik - przyciąć sobie kilka takich kartek i na nich zapisywać mniej istotne rzeczy.
I znów w kwocie zaoszczędzonej przez rok można wpisać przynajmniej kilkunaście złotych.

3. Wyhoduj sobie własne ziółka na parapecie.
A jeśli masz ogródek, to i marchewkę, pietruszkę, buraczki i co tylko Ci się zamarzy. I zamiast szukać sklepu z ekologiczną marchewką, można iść do własnego ogródka i wyrwać z ziemi.
Próbowałam uprawiać różne ziółka i przyprawy - najlepiej mi się trzyma doniczka z miętą. Ale w międzyczasie miałam już własny szczypiorek, bazylię, kolendrę, oregano i koperek. Zawsze pod ręką, zawsze świeże.
Gdybym miała ogródek, to pewnie miałabym też własne owoce i warzywa. A skoro mieszkam w bloku to robię to co mogę.

4. Korzystaj z komunikacji miejskiej. 
Ta rada skierowana jest szczególnie do mieszkańców miast, którzy regularnie stoją samochodem w korku i obserwują przemykające obok tramwaje. Jeszcze jeśli samochodem jadą cztery osoby, wszystkie miejsca są zajęte, prowadzimy miłe rozmowy - rozumiem, że ma to swoje zalety. Ale i tak tramwaj czy autobus (który zużywa paliwo niezależnie od tego, czy w nim siedzimy czy nie), to moim zdaniem dużo lepszy pomysł. Kupowanie biletów miesięcznych zamiast paliwa do samochodu, to doskonała oszczędność. A jeśli odległość pozwala na używanie roweru lub hulajnogi, to już w ogóle - można powiedzieć, że to ekologiczne podejście wersja pro. I do tego jakie oszczędne!

5. Używaj jak najmniej kosmetyków.
Kosmetyki kuszą. Dzięki nim mamy wyglądać pięknie, młodo i zdrowo. Tymczasem często ich działanie nie jest wcale aż tak bardzo korzystne. Nie jestem w tym temacie specjalistką więc nie będę się szczegółowo wypowiadać, ale wyrzucając w połowie pełne opakowanie jakiegoś przeterminowanego kosmetyku, warto się zastanowić, skąd się u nas wziął. Zamiast pięciu kremów być może wystarczy jeden, który zużyjemy do samego końca.
Miejmy świadomość, że produkcja kosmetyków wcale nie jest ekologiczna.

6. Unikaj leków i suplementów diety.
I nie chodzi mi o to, żeby w czasie choroby nie wziąć odpowiedniego antybiotyku. Ale jeśli mam problemy z żelazem, to wypiję sobie co drugi dzień koktail pietruszkowy. Jeśli mam niedobory magnezu, to do diety dołączę pestki dyni. A jeśli boli mnie głowa, to zanim łyknę tabletkę, spróbuję wpierw wyjść na świeże powietrze albo położę się na 15 minut i zobaczę, czy ból minie.

7. Szukaj produktów, które mają jak najmniej opakowań.
Ja może jakaś wrażliwa jestem, ale jak widzę ciasteczko opakowane w folię, następnie w kartonik i wsadzone do woreczka z pięcioma innymi ciasteczkami, a następnie zapakowane w kolejny kartonik, to aż mi się robi przykro. Te same ciasteczka można by było sprzedawać na kilogramy, bez tych wszystkich zbędnych opakowań. I te sprzedawane na kilogramy zwykle kosztują dużo mniej, a smakują tak samo.

8. Zanim coś wyrzucisz, pomyśl, czy komuś się nie przyda.
Oddaj znajomym. Przekaż do Caritasu. Spróbuj odsprzedać na Allegro lub OLX (jak nikt nie chce kupić, to spróbuj dwóch magicznych słów "za darmo"). Nie warto trzymać w domu rzeczy niepotrzebnych, ale ciąży na nas odpowiedzialość za to, że je do tego domu wpuściliśmy. Pozwólmy im trafić do osób, którym się przydadzą.

9. Kupuj rzeczy używane.
Allegro, olx, znajomi - można znaleźć prawdziwe perełki. Szczególnie w przypadku małych dzieci - wielki zestaw ubranek można kupić za niewielkie kwoty albo dostać od znajomych zupełnie za darmo. Czasem wystarczy tylko zapytać.

10. Unikaj jednorazówek.
I może to dotyczyć zarówno pieluszek dla dzieci, ale również jednorazowych ręczniczków, naczyń, sztućcy, opakowań. Unikajmy i tyle.

11. Pozwól sobie na bycie niemodnym.
Jeśli masz swój ulubiony zestaw ubrań, to korzystaj z nich. Noś dopóki się nie rozpadną. Nie kupuj co roku nowej sukienki, bluzki, trzech par spodni. A jeśli otoczenie cię ocenia po tym, co ubierasz na siebie - zmień otoczenie na takie, które polubi cię za to, kim jesteś, a nie za to jak wyglądasz.

12. Naprawiaj.
Zaszyj dziurę w skarpetkach. Przyszyj guzik. Sklej pękniętą zabawkę. Przykręć śrubkę. Odmaluj. Czasem niewiele potrzeba, żeby przedmiotom przywrócić życie. Jasne - łatwiej wyrzucić i kupić nowe. Ale po co, skoro stare wciąż jeszcze może służyć a nie zalegać na śmietniku?

13. Myśl o drobiazgach, rozglądaj się.
Jeśli sięgasz do łazienki tylko po szmatkę, to nie musisz zapalać światła.
Dokręć po sobie kran.
Nie przebieraj trzy razy dziecka tylko dlatego, że uczy się samodzielnie jeść i po każdym posiłku ma brudną bluzkę (no chyba że spodziewasz się gości).
Jeśli nie czujesz potrzeby, to unikaj płynów do płukania prania.
Kup makulaturowy papier toaletowy.
Szukaj w swojej własnej codzienności drobiazgów, które pozwolą Ci żyć bardziej przyjaźnie dla środowiska. Staraj się zostawić po sobie jak najmniej śmieci.

A wszystkich zainteresowanych eko-tematami zapraszam na bloga Kornelii (tutaj) albo na nieaktualizowanego, ale bardzo ciekawego bloga 3 poziomy (tutaj).








czwartek, 2 czerwca 2016

tak to już jest, jak się lubi czytać

Już jako dziecko uwielbiałam czytać. Pochłaniałam książki w niesamowitym tempie. Jak tylko skończyłam jedną, to zaczynałam drugą, a wizyty w bibliotece były niemalże codziennością. Dziś czytam coraz mniej. Jednak wciąż jeszcze potrafię trafić na tak pochłaniającą lekturę, że po prostu znikam na parę godzin. I nie wiem, czy to dobrze czy źle. Ale lubię, nie zdarza się często więc się za bardzo nie przejmuję.

Teraz grozi mi zupełnie inne uzależnienie. Jeśli trafię na ciekawego bloga to potrafię czytać dzień, dwa, trzy... Wszystkie archiwalne wpisy, niektóre kilka razy. Zamiast sprzątać - czytam, zamiast gotować - czytam, zamiast chodzić na spacery - czytam. Przenoszę się z komputera na telefon, z telefonu na tablet - co akurat mam pod ręką. Nie lubię takiej siebie więc z czasem ograniczam sobie dopływ do blogów. Robię odwyk. Zwykle na jakiś czas wystarcza... Minimalizm w korzystaniu z Internetu się kłania i przypomina o sobie.

A jak już jestem w temacie ciekawych blogów, to się podzielę tymi, na które ostatnio natrafiłam. Może kogoś zainspiruję.

Janina Daily. Ostrożnie, istnieje możliwość głośnego śmiechu. Uwielbiam!

Na nowo śmieci. Z dedykacją szczególnie dla Kornelii. O możliwości powtórnego wykorzystania tego, co wyrzucamy każdego dnia.

Pastuszka Biedronek. Linkuję do konkretnego wpisu, który budzi pozytywne odczucia i wiarę w ludzi. Ale warto ogólnie poczytać, bo zmusza do myślenia.

2 minuty. Kiedyś pisywałam do siebie listy w stylu "przeczytaj za 5 lat", "przeczytaj jak dostaniesz się na studia", "przeczytaj jak się zakochasz" itp. Mam nawet napisany ponad 20 lat temu list do własnej córki (której nie mam - o ironio losu). Ten wpis jest trochę w tym stylu...

A jak się już Wam naprawdę nudzi, to zapraszam do mnie na www.statystyczny.pl.
Ja wiem, że nie wszystkich interesują wzorki i wykresiki, ale dla takich właśnie są dwa wpisy, które ostrzegają przed statystycznymi pułapkami: o dowodzie anegdotycznym i Paradoksie Simpsona.

Miłej lektury!
A ja tymczasem spróbuję choć na trochę oderwać się od tych całych internetów. Trochę ruchu też nie zaszkodzi.


środa, 25 maja 2016

inni zawsze wiedzą lepiej

Jak to możliwe, że cały świat dookoła mnie wie lepiej, jak powinno wyglądać moje życie?
Jestem na wychowawczym - niedobrze.
Ograniczam słodycze - niedobrze.
Mam rozgardiasz (brzmi to lepiej niż bałagan, prawda?) - niedobrze.
Czytam - niedobrze. Nie czytam - też niedobrze.
Puszczam sześciolatka do szkoły - niedobrze.
Myślę o edukacji domowej - niedobrze.

Mogłabym pracować zawodowo, żywić się czekoladą, w wolnym czasie tylko sprzątać, a dziecko trzymać wiecznie w przedszkolu. Pewnie tak też by było niedobrze. Co takiego jest w nas ludziach (bo we mnie niestety też), że lubimy oceniać innych i krytykować za to, że w określony sposób próbują przeżyć swoje życie? Że mają takie a nie inne priorytety? Że podejmują pewne decyzje?
Nikt z nas nie dostał przy urodzeniu instrukcji, jak żyć. Każdy z nas eksperymentuje i raz wychodzi nam lepiej, a raz gorzej. Dlaczego oprócz własnych niepewności i wątpliwości, mam jeszcze radzić sobie w niepewnościami i wątpliwościami całego otoczenia?

Wiele lat byłam tzw. "grzeczną dziewczynką" i czasem mam po prostu ochotę zbuntować się przeciwko całemu światu i żyć jak najbardziej po swojemu jak tylko potrafię!

środa, 27 kwietnia 2016

Minimalistycznie o... porcelanie...

Jadę sobie ostatnio samochodem (jako pasażer, oczywiście) i rozglądam się dookoła. Patrzę i widzę nietypowy mural. Na budynku wymalowany wiersz Stanisława Barańczaka. Wiersz o porcelanie.

Jeżeli porcelana to wyłącznie taka
Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu,
Jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
Nie było przykro podnieść się i odejść;
Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć
gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inna ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat

Kto ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać?
Kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
Czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
w świecie
czuł się jak u siebie w domu?


Nie wiem, jakie są oficjalne interpretacje tegoż wiersza. Dla mnie - minimalizm od A do Z. Chodzi za mną i każe myśleć.
źródło: epoznan.pl

wtorek, 19 kwietnia 2016

Czasem się trzeba pokłócić...

... żeby się zmobilizować :)

Dwie torby pełne rzeczy "do sprzedania albo wydania" leżały miesiącami na komodzie i czekały...
Kłótnia zmobilizowała do działania. Minęły dwa dni i toreb nie ma. Wydałam wszystko jak leci - olx pomógł :) I może mogłam zarobić na tym kilka złotych, ale to poczucie, że odzyskałam kawałek przestrzeni jest bezcenne :)

Kłótnie nie są dobre. Nie lubię się kłócić. Ale jak już taka kłótnia się przytrafi, to dobrze wyciągnąć z niej jakieś wnioski. Bez urazy, na spokojnie przeanalizować wszystko, co zostało wyrzucone pod wpływem emocji. W kłótni nie usłyszy się uprzejmych półprawd, lecz całą prawdę bez owijania w bawełnę. A właściwie całą prawdę plus trochę negatywnych odczuć, które trzeba umieć odfiltrować.

Mam nadzieję, że mobilizacji do działania wystarczy mi na dłużej. Nie tęsknię za kolejną kłótnią ;)


czwartek, 31 marca 2016

Gdy widzę słodycze to...

... z przerażeniem zastanawiam się, co z nimi zrobić. Puste pudło na słodkie, po Świętach znów zmieniło się w przepełnione do tego stopnia, że nie idzie go domknąć. I nawet jeśli nie czuję słodkiego głodu, to i tak kuszą czekoladki, cukiereczki, żelki i inne cuda. Skąd to się bierze, że wszystkim się wydaje, że słodkie jest niezbędne do życia, szczególnie dzieciom?
Mam ambitne plany, że w diecie rodzinnej zwiększę ilość zjadanych warzyw. Chciałabym więcej surówek, warzyw gotowanych, może nawet zmobilizuję się i zrobię domowe soki czy koktajle. Tylko jak przekonać dziecko, że marchewka jest lepsza od czekolady? Czy uwierzy mi, że lepiej jeść brokuły niż cukierki? Jak przemycić zieloną pietruszkę, buraki i sałatę? Przede mną ciężkie zadanie. Ale jeśli nie spróbuję, to na pewno nie osiągnę sukcesu. Trzeba więc podjąć wyzwanie. Oczywiście, od dzisiaj ;)

poniedziałek, 14 marca 2016

Życie tu i teraz

Życie mija tak szybko, że czasem mnie to przeraża. I wciąż ten sam błąd popełniam - zamiast skupić się na tu i teraz, to próbuję ze wszystkich sił inwestować w przyszłość. Będę zadowolona i szczęśliwa za miesiąc, za rok, za pięć lat, jak wyjadę na wakacje, jak dzieci urosną... Tych okoliczności mogę wyobrażać sobie setki i wciąż zapominam, że szczęśliwa mam być teraz. Tylko ta chwila jest w pełni moja. Przeszłość już minęła. Już tylko pięknymi wspomnieniami może dodać mi sił do realizacji kolejnych zadań, a smutnymi nauczkami może mi przypominać, czego unikać teraz. Przyszłość - nie wiadomo, jak długo, w jakim stanie zdrowia, z kim przy boku. Planowałam już tyle razy i tyle razy plany się rozpadały, bo jakieś nieprzewidziane sytuacje, bo choroba, bo uciekł tramwaj, bo ktoś coś gdzieś...

Siedząc w domu z chorym dzieckiem uświadamiam sobie, że nie doceniam tej codzienności, kiedy wszyscy jesteśmy zdrowi i możemy realizować w spokoju swoje plany i marzenia. Na czas choroby trzeba zwolnić, trzeba odłożyć wiele rzeczy na później. I trudne to dla mnie, bo chciałabym wciąż pędzić do przodu. A z drugiej strony - choroba pozwala spojrzeć z innej perspektywy. Może pozwoli właśnie bardziej docenić dzisiaj i właśnie dzisiaj być szczęśliwą.

Jeszcze całkiem niedawno codziennie wieczorem, przed pójściem spać, notowałam trzy rzeczy, za które danego dnia jestem najbardziej wdzięczna. Notowałam małe i duże szczęśliwe chwile. Taka praktyka pozwalała podsumować dobrze dzień i spojrzeć na niego jak najbardziej optymistycznie. Odłożyć na bok zmęczenie, smutki, żale i nawet w najgorszych dniach znaleźć coś pozytywnego. Brakuje mi tego. Być może powinnam wrócić do moich notatek, zacząć na nowo.

A jakie Wy macie sposoby na docenienie każdego dnia?

piątek, 11 marca 2016

Czy do celu idziemy zawsze najprostszą drogą?

Pamiętam jak dziś. Liceum i rozmowy na tematy życiowe. Byliśmy młodzi, ale już powoli dorośli. Wydawało nam się, że wszystko wiemy, każdy z nas miał jakieś swoje przemyślenia. W związku z tym próbowaliśmy swoich sił w dyskusjach. Jeden z tematów, który bardzo nas podzielił, to było pytanie, czy do celu zawsze idziemy najprostszą drogą.
Moi koledzy z pełnym zaangażowaniem twierdzili, że tak, do celu idziemy najprostszą drogą i tyle. Jeśli nie idziemy do celu najprościej jak się da, to znaczy, że zmieniamy cel. Chociażby chodzenie po górach. Jest prosty żółty szlak i trudny czarny szlak. Jeśli idziemy żółtym, to znaczy, że chcemy wejść na górę i wybieramy najprostszą drogę. Jeśli idziemy czarnym, to znaczy, że chcemy pokonać czarny szlak i wejście na górę nie jest już naszym najważniejszym celem.
Moje zdanie było inne - ale jako nastolatka nie umiałam przekonać wyspecjalizowanych w dyskusjach facetów. Zawsze ich zdanie musiało być na górze, a mi najlepsze odpowiedzi przychodziły do głowy dwa dni później.
A przecież różne mogą być motywacje wyboru drogi trudniejszej: kwestie finansowe, chęć pomocy innym, nieumiejętność oceny trudności... 

Dziś patrzę na to jeszcze inaczej. Myślę sobie, że fajnie jest dojść do celu. Ale droga jest bardziej motywująca. Coś nas pcha do przodu, każe działać, funkcjonować. Jak już cel jest osiągnięty, to pozostaje taka chwilowa pustka. Myśl: co dalej? I to jest chyba dla mnie najtrudniejszy moment.

A jak Wy uważacie? Jak to jest z tym celem i drogą do niego?

piątek, 4 marca 2016

zebra

Na sawannie mieszkają sobie trzy zebry. Jedna jest straszliwie odważna i niczego się nie boi. Druga to niesamowity tchórz, lęka się nawet podmuchu wiatru. Trzecia zebra to taka wersja wyśrodkowana - nie zgrywa odważniaka, ale równocześnie nie stracha się na widok mrówki. Kiedy przychodzi lew, to dwie zebry uciekają, a ta odważna nadal skubie trawę. Można sobie wyobrazić, że nie kończy się to dla niej dobrze. Ale nasza tchórzliwa zebra też nie radzi sobie najlepiej. Zaczyna jeść trawę, widzi mrówkę i ucieka. Po pięciu minutach przestraszy ją powiew wiatru, potem jakiś ptaszek. Nigdy nie może się w spokoju najeść. Jest osłabiona, pada ze zmęczenia. Tylko ta zebra, która boi się rzeczy dużych, a na drobiazgi nie zwraca uwagi, może spokojnie wieść życie na sawannie...
Taką historię wymyśliłam dzisiaj rano dla mojego Starszego, który zaczął się bać wszystkiego. Mam nadzieję, że w ten sposób uda nam się powoli opanować strach przed samodzielnym zakładaniem skarpetek bez kogoś dorosłego w odległości 2 metrów. Ale równocześnie staram się przerobić tę historię dla siebie. Też mam w życiu niepotrzebne strachy, które nie pozwalają mi w spokoju zjeść trawy. Potrafię bać się drobiazgów i zamiast cieszyć się z przyjemnych powiewów wiatru, uciekam coraz dalej i dalej. Przykład zbyt odważnej zebry na pewno mi nie grozi.
Myślicie czasem nad swoimi obawami i lękami? Które z nich są naprawdę uzasadnione? Na które macie wpływ i warto na nie zwracać uwagę, a które tylko odbierają radość życia?
Czasem można się dużo nauczyć nawet wymyślając historyjki dla dzieci :)

środa, 2 marca 2016

nie będę kontra postaram się

Przez miesiąc nie będę jeść słodyczy. Taki projekt wdrożyłam w ubiegłym roku i zadziałał rewelacyjnie. Ani razu nie dałam się skusić słodkiemu i wyszłam z próby silniejsza psychicznie, z wiarą we własne możliwości. No bo skoro mogę przez miesiąc nie jeść słodkiego, to równie dobrze mogę zrobić sto tysięcy innych rzeczy, jeśli tylko zechcę.
Niedawno rozpoczął się Wielki Post. Nie chciałam powtarzać tego samego wyzwania więc postawiłam sobie inne cele, a do tego dodałam, że postaram się jeść mniej słodkiego. I odniosłam porażkę. Bo co to znaczy mniej? Co to znaczy postaram się? To takie słowa, którymi mogę łatwo manipulować, żeby usprawiedliwiać chwilowe chętki i słodkie ciągotki.
Wniosek jest prosty. Jeśli macie jakieś postanowienia, plany, to nie dawajcie sobie furtek w postaci "postaram się", "chyba", "być może". Jeśli coś ma zadziałać, to trzeba sobie postanowić i koniec. A jeśli pojawią się porażki (bo nikt nie mówi, że wszystko zawsze się uda), to trzeba je zaakceptować, a następnie pójść dalej do przodu. I nadal z przekonaniem, że nie ma wyjątków.

Czy u Was też tak to działa?

piątek, 19 lutego 2016

metamorfoza

Ona. Obiady głównie ze słoiczków. Najlepiej żeby trzeba było tylko ugotować do tego ryż albo makaron i gotowe. Kostka rosołowa to podstawa. Albo nawet zupa z torebki. Wszystko zagryzane czekoladą. Najlepiej karmelową. I żeby było mnóstwo syropu glukozowo-fruktozowego. Bo deserowa przecież niesmaczna...

On. Zwolnienie z wf-u. Na tramwaj nie pobiegnie, bo to niehonorowe, żeby musiał gonić coś, co nie chce na niego poczekać. Po 8 godzinach komputera w pracy, zasiada do komputera w domu. Kupił sobie wygodne krzesło więc o co chodzi...

***

Ona. Gotuje tak zdrowo jak potrafi. Słoiczki nie mają wstępu do domu. Chyba że są to domowe przeciery pomidorowe. Sama piecze chleb. Szykuje musli bez dodatku cukru. Jogurt też domowy, ze świeżego mleka. Karmi rodzinę kaszą jaglaną i musikiem z zielonej pietruszki. Jak lody to tylko ze świeżych owoców. Jak ciasto to takie, które ma jak najmniej cukru i najlepiej wsypać połowę porcji z przepisu. W ramach przekąsek bakalie i gorzka czekolada.

On. Do pracy tylko na rowerze. Wyjątek - ostry deszcz lub droga zasypana śniegiem. Mróz mu już niegroźny. Siłownia trzy razy w tygodniu. Wyniki coraz lepsze. Koniec z zadyszką i bólami kręgosłupa.

***

Ona i on są ci sami. Tylko w międzyczasie minęło parę lat. Jeśli więc zagryzasz właśnie zupkę chińską pączkiem albo przypominasz sobie, że ostatni raz byłeś poćwiczyć pięć lat temu na obowiązkowym wf-ie... jest wciąż dla Ciebie nadzieja. Te zmiany wyszły jakoś same z siebie. Inne potrzeby, inny styl życia. Ty też możesz wszystko zmienić, czasem tylko potrzeba czasu...

poniedziałek, 15 lutego 2016

mistrz przy okazji

Wiecie już trochę o mnie, że jestem typem marzącym o porządku, optymalnym stanie posiadania i w ogóle że chciałabym wszystko sobie jakoś tam w życiu poukładać. A że charakter mam jaki mam, to niestety takie uporządkowanie wszystkiego mi nie wychodzi. Oczywiście, raz jest lepiej, raz jest gorzej, ale do ideału ciągle jeszcze mi daleko.

I tak ostatnio wpadła mi do głowy pewna myśl, którą postanowiłam się z Wami podzielić. A mianowicie chcę opisać moją teściową - mistrza sytuacji "przy okazji". Teściowa je śniadanie i przy okazji sprząta stół i zamiata całą kuchnię. Teściowa bawi się z wnukiem i przy okazji składa pranie. Teściowa gotuje obiad i przy okazji sprząta umywalkę i szoruje kuchenkę. Dzięki temu całemu "przy okazji" ogarnia wszystko dookoła, na co ja muszę sobie zaplanować osobny czas. A potem siada sobie z gazetką albo rozwiązuje krzyżówki. Pozazdrościłam jej i mam w planach małą próbę zmiany swojego podejścia do życia. Od wczoraj próbuję przy okazji złożyć trochę prania, odnieść pusty kubek po herbacie i poukładać dziecięce zabawki. Zamiast chodzić z pokoju do pokoju bezmyślnie, zawsze rozglądam się dookoła, czy czegoś nie trzeba przenieść. Być może przy okazji uda mi się powynosić śmieci na raty, zamiast z pełnymi garściami (wada segregowania - ma się kilka toreb pełnych różnych odpadów) lecieć specjalnie do śmietnika i zastanawiać się, czy któraś torba nie rozleci się po drodze. Ciekawe, czy przy okazji uda mi się lepiej zorganizować wszelkie prace domowe.

piątek, 12 lutego 2016

wiosennie rozmarzona

Tak jakoś mam, że nie lubię zimy. Nie tak zupełnie, bo w sumie sanki i śnieg, lepienie bałwanów - to wszystko nawet lubię. Ale nie lubię, jak jest ciemno i ponuro. Do szczęścia potrzebuję słońca. I jak patrzę przez okno, a na dworze tak jasno jak dzisiaj, to od razu bardziej chce mi się żyć. Może nawet rozpocznę wiosenne porządki?

Przypomina mi się czasem mój kolega. Nie żyje od kilku lat, pewnie niewiele osób go pamięta. Pogrzeb prawosławny, nie wiem czy tak zawsze jest w prawosławiu, ale był z przemówieniami. Czyli różne osoby opowiadały o tymże koledze. Niektóre opowieści były trochę nierzeczywiste. Takie pokazywanie tylko plusów, zapominanie o wadach itp. To mi się mało podobało, chociaż dobrze, że ludzie potrafią wyłuskać z innych dobre cechy. Ale jedna opowieść mi się podobała. Kolega miał teleskop. Podobno potrafił na środku dużego osiedla wyjść wieczorem na dwór i po prostu obserwować gwiazdy. Ze swoim sprzętem rozkładał się pod blokami i... przypominał ludziom, że warto spojrzeć w niebo.

Próbuję czasem spojrzeć w gwiazdy. Próbuję czasem w codzienności znaleźć czas na marzenia i ich realizację. Problem tym większy, że właściwie nie umiem powiedzieć, o czym marzę. Chyba muszę sprecyzować marzenia, żeby wiedzieć, do czego dążyć i gdzie szukać swoich gwiazd.

I jeszcze jedna myśl... Warto zarażać ludzi swoim spoglądaniem w gwiazdy. Być może jak odejdziemy, to dzięki temu będziemy zapamiętani...

wtorek, 26 stycznia 2016

małe sukcesy

Może mało mnie tutaj ostatnio na tym blogu, ale nie oznacza to, że zasnęłam snem zimowym i obudzę się dopiero za parę miesięcy...
Ostatnio mały sukces świętuje blog statystyczny. Jeden wpis trafił na wykop i na joemonstera i z dnia na dzień liczba czytelników wzrosła drastycznie. Jeśli chcecie zobaczyć, co tak przyciągnęło nowych miłośników statystyki, to spójrzcie na wpis o współczynniku korelacji Pearsona, piratach i Latającym Potworze Spaghetti.
Kolejne sukcesy świętuję w kuchni. Tak się przytrafiło, że jeden z moich chłopaków musi się odżywiać bezglutenowo. W pierwszej chwili przeraziłam się, że będę musiała postawić na głowie wszelkie zwyczaje żywieniowe. Dostępne produkty bezglutenowe w sklepie nie wyglądają zachęcająco. Za mną więc już eksperymenty chlebowe, naleśnikowe, ciasteczkowe. W większości udane. I plan jest taki, żeby w ogóle pójść jeszcze bardziej w stronę zdrowego odżywiania. Może kosztuje to więcej, ale jeśli pozytywnie odbije się na zdrowiu, to zaoszczędzimy w innym miejscu. Jeśli ktoś z Was też chce się skusić na bezglutenowe i zdrowe posiłki, to podzielę się blogiem, na który trafiłam wczoraj: Aga ma smaka.
Minimalistycznie też w dobrym kierunku. Bardzo powolutku, ale za to systematycznie. Ja wiem, że to już ponad rok wszystko trwa. I że chciałam już dawno temat mieć zakończony. Ale zakończony jeszcze nie jest. I nie płaczę z tego powodu. Po prostu kontynuuję powolutku swoje zamierzenia. Widocznie nie dla mnie drastyczne zmiany.
Nie są to wszystko wielkie sukcesy. Ale cieszę się nimi, bo są moje. Wypracowane. I pomagają mobilizować się dalej.
Wam wszystkim, Kochani Czytelnicy, również życzę wielu sukcesów - i takich małych jak moje i jeszcze większych.

środa, 20 stycznia 2016

mało mnie

Mało mnie ostatnio tutaj. Niby tematów w głowie do pisania mam mnóstwo, a jak siadam przy komputerze, to nagle pustka. A o niczym to nie chce mi się pisać. Bo po co?
W 2016 rok weszłam spokojnie. Bez wielkich planów i postanowień. Z kilkoma małymi, które miały być łatwe do realizacji. Nie są. Zrezygnowałam więc. Będę się starać z dnia na dzień żyć po prostu dobrze. I tyle. Bez wielkich planów, zachwytów, rozliczeń. Mam nadzieję, że to dobry pomysł.
A co tam u Was słychać?