czwartek, 27 sierpnia 2015

co w głowie usiadło

Mam koleżankę. Koleżanka ma czwórkę dzieci. Małych. I raka. Dużego...

Nie jest to bliska koleżanka. Nie widziałyśmy się od lat. Ale jak tylko się dowiedziałam, to w głowie mi siedzi. O modlitwę prosi. To znaczy nie ona prosi. To mi się prosi - bo w głowie tak siedzi, że trudno się nie modlić. Męczy i dręczy. Każe rozmyślać. Każe różne rzeczy w życiu lepiej poukładać.

Czytałam zorkownię, czytałam bloga Chustki. Oswajałam się z tym, że choroby są, że przychodzą bez zapowiedzi do różnych ludzi. Wciąż trudno mi się z tym pogodzić. Wciąż trudno zaakceptować. Nie oswoiłam do końca. Pewnie nigdy nie oswoję.

Dziś - ze wszystkich sił staram się cieszyć każdą chwilą.
Nie zawsze umiem. Głupio. Wiem. Może kiedyś się nauczę.

piątek, 21 sierpnia 2015

z podziękowaniem

Kochani Czytelnicy!
Piszę tego bloga dokłądnie od roku i daje mi to sporo radości i satysfakcji. Przede wszystkim dzięki temu, że jesteście ze mną i wspieracie mnie poprzez komentarze i miłe słowa. Dziękuję Wam wszystkim razem i każdemu z osobna. Mam nadzieję, że dalej będziecie mi towarzyszyć i wspierać mnie w pisaniu.

A poniżej kilka specjalnych podziękowań:
Tomek i Kinga - za komentarze w pierwszych tygodniach pisania bloga, kiedy czytelników mogłam policzyć na palcach jednej ręki ;)

Krystynka - za wsparcie doświadczeniem. I jeszcze przez sentyment ze względu na imię (Tina to moje prywatne zdrobnienie od Krystyny - na użytek internetowy)
Tofalaria - Tofalario! Poprzez bloga Wolnego trafiłam do Ciebie i tak zaczęła się moja przygoda z minimalizmem. Nadal Twój blog należy do moich ulubionych i z wytęsknieniem czekam zawsze na kolejne wpisy. Pisz jak najwięcej!
Alicja - jako jedyna czytelniczka znająca mnie osobiście - nie tylko pod pseudonimem internetowym. Pamiętasz nasze rozmowy w kawiarni, kiedy zastanawiałyśmy się, jak szukać dla siebie możliwości rozwoju i co tak naprawdę chciałbyśmy robić? To jeden z powodów, dla których zaczęłam pisać.

Kochani! Dzięki Waszemu ciepłemu przyjęciu tutaj odważyłam się pisać bloga statystycznego. Dzięki Wam bardziej optymistycznie patrzę w przyszłość. Dziękuję!

środa, 5 sierpnia 2015

o zazdrości

Nie jestem osobą jakoś bardzo zazdrosną, ale czasem niestety wychodzi ze mnie ta brzydka cecha i zaczynam obserwować ludzi dookoła mnie w niewłaściwy sposób. Jako dziecko miałam koleżankę dużo lepiej sytuowaną pod względem finansowym. Miała wszystko to, czego mi brakowało - lepsze zabawki, świetne wyjazdy wakacyjne, mieszkała w dużym domu z ogrodem, miała mnóstwo kosmetyków... Zazdrościłam jej. Przyjaźniłyśmy się, nawet dosyć blisko, ale zawsze w tej naszej relacji była nutka zazdrości. Patrząc z perspektywy czasu uświadamiam sobie, jaka byłam głupia - koleżanka miała spore problemy rodzinne, które ostatecznie zakończyły się rozwodem rodziców. Spoglądałam na sprawy materialne i czułam się gorsza, a tymczasem miałam wokół siebie pełne wsparcie mojej rodziny, które nie polegało na kupowaniu przedmiotów i wyjazdów, ale na byciu razem, na byciu przy mnie wtedy, kiedy potrzebowałam kogoś bliskiego.
Dzisiaj nadal zdarza mi się czegoś zazdrościć innym osobom. Na szczęście rzadko i na szczęście dość szybko mi przechodzi. To strasznie niemądre, kiedy obserwując mały wycinek cudzego życia (bo ciężko poznać kogokolwiek w 100% i wiedzieć o nim wszystko), zaczynamy się porównywać na naszą niekorzyść. Tracimy wtedy poczucie własnego szczęścia. Zamiast obserwować innych, zamiast skupiać się na tym, co oni robią, co posiadają... skupmy się na swoim życiu i przeżywajmy je jak najbardziej świadomie. Ciesząc się każdą chwilą.

wtorek, 4 sierpnia 2015

stara miłość nie rdzewieje...

... przyjaźnie też nie...
Mogę poznawać nowe osoby, oswajać nowe znajomości, dzielić się ostrożnie opiniami, obserwować i nieśmiało zastanawiać się, czy to ma szanse powodzenia. A potem mogę spotkać starą przyjaciółkę, której nie widziałam 15 lat i... gadać, gadać, gadać, zwierzać się z różnych przeżyć i opowiadać o tym, co wie niewiele osób.
Jak to działa? Czy naprawdę przyjaźnie nawiązane w okresie dziecięco-młodzieżowym mają taką siłę? Czy to nasza ówczesna naiwność i przyzwyczajenie, że opowiadamy sobie najskrytsze sekrety? Czy wspólne przeżycia, współdzielone pierwsze zachwyty nad przedstawicielami płci przeciwnej? Jak to się dzieje, że stare przyjaźnie mają wciąż moc? Nawet jeśli zostały zaniedbane i przez te kilkanaście lat nawet nie było żadnej próby kontaktu.
Może też macie takie zaniedbane stare znajomości, do których warto by było wrócić? Ja planuję swoje odgrzebać. Te najbardziej cenne. Być może niektóre okażą się jednak zupełnie zardzewiałe i nie do odratowania. Ale po dzisiejszym spotkaniu już wiem, że warto spróbować.