Choinka już ubrana (jedna bombka stłuczona, jedno dziecko wylądowało twarzą w drzewku), pierniczki upieczone, kalendarz adwentowy prawie pusty. Już jutro wigilia, a potem Święta. Czas na podsumowanie ostatnich kilku tygodni. Oceniam je bardzo pozytywnie, choć wiem, że mogłoby być lepiej. Ciągle staram się pamiętać o podziękowaniach, do tego wprowadziłam nowy zwyczaj - codziennego zapisywania trzech najszczęśliwszych momentów z danego dnia (koniecznie trzeba zapisywać - nie wystarczy sobie pomyśleć). Obok podziękowań pomaga to w pozytywnym przemyśleniu każdego dnia i uświadomieniu sobie, co daje nam najwięcej szczęścia i radości. Może też spróbujecie sobie zapisywać i za parę tygodni skusimy się na podsumowanie? Jestem bardzo ciekawa, czy źródła szczęścia u różnych ludzi są podobne, czy zupełnie inne.
A z okazji samych Świąt chciałam Wam wszystkim, Drodzy Czytelnicy, złożyć najserdeczniejsze życzenia. Życzę nam wszystkim, żebyśmy przeżyli ten czas jak najbardziej świadomie - zdecydowali, co jest dla nas ważne i na tym skupili swoje całe wysiłki. Życzę wyłączonego telewizora, czasu dla ludzi, którzy są dla nas ważni. Życzę uśmiechu i życzliwości - szczególnie dla nieprzyjaciół i ludzi obcych. Życzę przełomowych decyzji, które będą zmieniać życie na lepsze. Życzę prawdziwej świadomości, że Bóg do nas przyszedł - ponad dwa tysiące lat temu narodził się, żeby nas zbawić. I przyjedzie powtórnie - zabrać nas do Swojego Królestwa.
wtorek, 23 grudnia 2014
poniedziałek, 15 grudnia 2014
za dużo, za szybko...
Zeszły tydzień był
dla mnie bardzo ciężki. Narzuciłam sobie zbyt szybkie tempo, za
dużo na raz chciałam osiągnąć. Namnożyły mi się cele: jeden,
drugi, trzeci. Coraz bliżej koniec roku, a miałam w planach
uporządkowanie do tego momentu mojego otoczenia i spraw osobistych,
żeby od stycznia móc na spokojnie zająć się życiem zawodowym.
Musiałam jednak zwolnić, powiedzieć STOP. Zaczęłam tracić
wewnętrzną radość, pozwalając, żeby znowu dopadł mnie stres i
zwątpienie.
Już wiem, że nie
zdążę. Nie dam rady do końca roku posprzątać szczegółowo
całego mieszkania, wyrzucając wszystkie niepotrzebne rzeczy z
otoczenia. Nie dam rady do końca roku uporządkować sobie
osobistych spraw, nie wdrożę zaleceń z czytanej książki, nie
skończę kursu o tym, jak być szczęśliwym. Być może mogłabym
większość z tego zrobić, ale koszt by był zbyt duży. Nie po to
chcę uprościć moje życie, żeby wrzucić w nie jeszcze więcej
obowiązków i uczynić siebie jeszcze bardziej nieszczęśliwą. 31
grudnia to nie jest jakaś magiczna data, do której muszę uporać
się ze wszystkimi zaległościami. Sprawy rozpoczęte 1 stycznia nie
muszą odnościć większych sukcesów od tych które zacznę w
połowie lutego. Cieszę się bardzo, że mam pomysły – na siebie,
na otoczenie, na rozwój zawodowy. Cieszę się, że nie tkwię w
miejscu (bo to by chyba mnie najbardziej zdołowało). Ale
równocześnie zdaję sobie sprawę, że muszę realizować moje
plany małymi kroczkami, bo nie dość, że w biegu mogłabym
przegapić inne okazje, to straciłabym moje poczucie spokoju, które
jednak bardzo sobie cenię. W pogoni za szczęściem, zgubiłabym to
szczęście, które już znalazłam...
piątek, 12 grudnia 2014
trochę własnych myśli o pomaganiu, o fundacjach i o życiu też
Już kilka razy
wspominałam zarówno Fundację Kasisi jak i Dobrą Fabrykę, ale tym
razem postaram się napisać coś więcej, coś dokładniej, coś
bardziej od serca...
Na początku
komunikat dla zadeklarowanych minimalistów, którzy nie chcą
znaleźć prezentów pod choinką, którzy odczuwają przesyt
przedmiotami materialnymi i próbują jakoś to przekazać wszystkim
ludziom dookoła. Bardzo nietypowy prezent można sobie (lub komuś)
zamówić na stronie: http://www.dobroczynne24.pl/.
Co można tam kupić? Na przykład worek krwi do transfuzji, posiłek
dla głodnego dziecka, moskitierę ratującą przed malarią, a nawet
wizytę u pielęgniarki czy lekarza (to ostatnie za całe 2 zł!!!).
A jak to zamienić w prezent? Poprzez kartę upominkową. Nie będę
się więcej rozpisywać – szczegóły można doczytać sobie na
stronie, a ja tymczasem wrócę do tematu moich ulubionych
Fundacji...
Dobra Fabryka i
Fundacja Kasisi zostały założone przez Szymona Hołownię, a ich
celem jest bardzo konkretne wsparcie ludzi w Afryce. Misją Dobrej
Fabryki jest: "produkcja
dobra" w tych zakątkach świata, gdzie zło odbiera ludziom
nadzieję, radość, zdrowie i życie. Każde z wybranych miejsc
Szymon regularnie odwiedza, by na bieżąco weryfikować potrzeby i
optymalnie dysponować pomoc. Dwa pierwsze projekty Fundacji to
wsparcie znajdujących się w dramatycznej sytuacji finansowej
hospicjum w Rwandzie i szpital w północnym Kongo, prowadzonych
przez polskie Siostry od Aniołów.
I żeby było jasne.
To nie jest tak, że wpłacamy 1000 zł i te pieniądzie gdzieś
znikają – przepadają jak kamień w wodę. Przede wszystkim nie są
potrzebne tysiące, ale wystarczy, jak każdy wpłaci po 5 zł raz na
jakiś czas (sama akcja nosi nazwę “piątka w piątek”) - z tych
drobnych wpłat uzbiera się wystarczająco dużo pieniędzy, żeby
nieść pomoc (choć jestem przekonana, że dla każdego tysiączka
też fundacja bez problemu znajdzie dobre przeznaczenie). Poza tym
codziennie rano na Facebooku można zobaczyć jedną konkretną
osobę, która dzięki Fundacji mogła przeżyć, dostać jeść, a
czasem po prostu umrzeć w godnych warunkach. Tak, można zobaczyć
swoje 5 złotych w czyjejś twarzy – czasem uśmiechniętej, czasem
głodnej, czasem po prostu zmęczonej...
Dobra Fabryka to nie
jest rzesza pracowników administracji żyjąca z naszych darowizn,
która sam czubek góry lodowej wysyła do Afryki. To nie są ludzie,
którzy chcą narzucić własną wizję świata w Afryce. To ludzie,
którzy pomagają ze wszystkich sił, bo chcą walczyć ze złem
poprzez dobro w takim miejscu, gdzie jest ono naprawdę potrzebne...
Z Fundacją Kasisi
jestem związana dłużej. Całą zeszłoroczną, ponurą zimę
dodawała mi sił i pomagała spojrzeć gdzieś dalej niż na czubek
własnego nosa.
Kasisi to
sierociniec. Na dodatek w Afryce, w Zambii. Ponad 200 dzieci, część
z nich bardzo ciężko chorych. Dlaczego więc Kasisi to coś
optymistycznego w moim życiu? Dlaczego już od ponad roku zerkam
regularnie na stronkę, na Facebooka i staram się choć trochę
pomóc? Zaraz opowiem...
Kasisi pokazuje mi,
jak niewiele potrzeba do szczęścia. Dzieci są obdarzone miłością,
opieką, troską i modlitwą. I to im wystarcza. Są uśmiechnięte,
radosne i być może bardziej szczęśliwe niż nasze dzieci hodowane
w cieplarnianych warunkach, otoczone dobrami materialnymi, zasypane
zabawkami.
Kasisi pokazuje mi,
jak wiele mogą zrobić ludzie, kiedy się razem zjednoczą. Jeśli
ja dam 10 złotych na jedzenie dla 200 dzieci, to pozostaną nadal
głodne. Jeśli takie 10 zł wpłaci parę tysięcy osób, to małe
brzuchy robią się pełne.
Kasisi pokazuje mi,
jak żyć z innymi ludźmi. Jak troszczyć się o drugiego człowieka,
jak o niego zadbać. Jak małymi krokami, miłością bez granic,
przemieniać jego życie.
Kasisi pokazuje mi,
że można znaleźć swoje miejsce na ziemi. Jeśli tylko się szuka
z otwartymi oczami, to gdzieś tam jest to miejsce, w którym będzie
chciało się zatrzymać. Wtedy czuje się, że właśnie w tym
momencie robi się to, co najbardziej właściwe i co właśnie
powinno się robić.
Kasisi pokazuje mi,
że jeśli u mnie za oknem jest szaro, ponuro, wieje wiatr, to gdzieś
indziej w tym czasie jest zielono i słonecznie. Wystarczy popatrzeć
na zdjęcia i robi się weselej.
Kasisi pokazuje mi,
że warto marzyć, bo nawet nierealne marzenia czasem się spełniają
i może w moim życiu też przytrafią się takie cuda.
Kasisi pokazuje mi,
że we wszystkim potrzebna jest wrażliwość, przemyślenie i
zastanowienie się nad efektami swojego postępowania.
Kasisi pokazuje mi,
że jeśli daję, to dużo więcej otrzymuję.
Kasisi pokazało mi
jak umierać. Umierać przy modlitwie innych, bez strachu o to, co po
drugiej stronie. Mam nadzieję, że kiedyś dojrzeję do takiej
śmierci...
Bo w życiu pewna
jest tylko śmierć, a człowiek współczesny stara się o tym
zapomnieć i odłożyć na półkę, zamiast zaakceptować i dobrze
się przygotować...
wtorek, 9 grudnia 2014
"dziękuję" - podsumowanie
Mój eksperyment "dziękuję" ma za sobą dwa tygodnie i nadszedł czas na krótkie podsumowanie.
Szczerze mówiąc spodziewałam się większych efektów, ale i tak kilka wyraźnych pozytywów znalazłam. Oto kilka z nich:
1. Podsumowanie dnia, kiedy się szuka plusów i zalet, pomaga docenić wszelkie radości życia.
2. Ostra wymiana zdań zakończona słowami "dziękuję, zwróciłeś mi uwagę na parę ważnych rzeczy" nie prowadzi do kłótni, ale do większego zrozumienia.
3. Dobry przykład promieniuje też na dzieci.
4. Łatwiej jest znaleźć szczęście w danej chwili, a nie dopiero po jakimś czasie stwierdzić: "wtedy to byłam szczęśliwa".
Zaskoczyła mnie jedna reakcja w stylu: "Nie dziękuj mi za herbatę. To już chyba przesada."
Na zmęczenie, brak sił, niedospanie - eksperyment "dziękuję" nie pomaga ;)
A u Was są jakieś efekty?
Szczerze mówiąc spodziewałam się większych efektów, ale i tak kilka wyraźnych pozytywów znalazłam. Oto kilka z nich:
1. Podsumowanie dnia, kiedy się szuka plusów i zalet, pomaga docenić wszelkie radości życia.
2. Ostra wymiana zdań zakończona słowami "dziękuję, zwróciłeś mi uwagę na parę ważnych rzeczy" nie prowadzi do kłótni, ale do większego zrozumienia.
3. Dobry przykład promieniuje też na dzieci.
4. Łatwiej jest znaleźć szczęście w danej chwili, a nie dopiero po jakimś czasie stwierdzić: "wtedy to byłam szczęśliwa".
Zaskoczyła mnie jedna reakcja w stylu: "Nie dziękuj mi za herbatę. To już chyba przesada."
Na zmęczenie, brak sił, niedospanie - eksperyment "dziękuję" nie pomaga ;)
A u Was są jakieś efekty?
czwartek, 4 grudnia 2014
adwentowo
Dawno nie
rozpoczynałam grudnia i adwentu z takim spokojem. Nigdzie się nie
śpieszę, powoli porządkuję sobie różne sprawy. Na razie skupiam
się głównie na najbliższym otoczeniu, swoim wnętrzu, życiu
osobistym. Następnym krokiem będzie moja kariera zawodowa.
Niespodziewanie otrzymałam ofertę coachingu i jestem bardzo
ciekawa, jak to wszystko się potoczy. Aktualnie jestem na etapie
określania własnego celu, co jest chyba w moim przypadku
najtrudniejsze. Oby się udało, bo już teraz mam za sobą ponad
cztery lata stagnacji zawodowej, a zanim Młodszy pójdzie do
przedszkola, to jeszcze trochę czasu upłynie. Powrót będzie
trudny, chcę się do niego dobrze przygotować.
Adwent zaczęliśmy
dość nietypowo, bo oprócz listu napisanego do Gwiazdorka (tak,
mieszkam w tej części kraju, gdzie rozróżniamy Świętego
Mikołaja na 6 grudnia i Gwiazdora na 24 grudnia), również my
dostajemy od niego korespondencję. Codziennie pojawia się koperta,
w której Gwiazdorek wypisuje dla nas zadania. Dzieci dostają jakieś
małe kolorowanki, mają coś posprzątać, opowiedzieć miłe
rzeczy, podziękować, dać buziaka. Zadania rodziców to zabawa z
dziećmi, przeczytanie książki, miłe słowa, opowieści
adwentowo-bożonarodzeniowe. Raczej drobiazgi, ale takie, które mają
pomóc spędzić więcej czasu razem i skupić się na Miłości.
Wydaje mi się, że pierwsze efekty już widać, a dopiero kilka dni
za nami.
Odgracanie domu
wciąż trwa. Wczoraj zapakowałam kolejne dwie siatki ubrań, które
są mi za małe lub za duże. Czekają na wizytę w Caritasie. Nie
lubię wyrzucać niczego. Najłatwiej by mi było pozbyć się
rzeczy, gdybym wiedziała, że będą służyć konkretnej osobie,
która rzeczywiście tego potrzebuje.
Staram się też
pokazać dzieciom, że bycie dorosłym to niekoniecznie musi być
zapracowanie i mrukowatość. Wracając z przedszkola gonimy za
ptakami (dużo mew przylatuje w tym roku na nasze osiedle), biegamy,
skaczemy i kręcimy się jak na karuzeli. Czasem czuję się trochę
dziwnie, boję się reakcji otoczenia.
A jak Wy spędzacie
tegoroczny Adwent?
poniedziałek, 1 grudnia 2014
optymistycznie
Takich kilka optymistyczno-pozytywnych myśli:
* * *
Zagniotłam przed chwilą ciasto na pierniczki. Co prawda to trochę późno na słynne Aganioki, ale mam nadzieję, że się udadzą.
* * *
Kładę się spać i słyszę od męża: "Wiesz co. Widać ostatnio, że próbujesz coś zrobić. I coraz bardziej widać efekty. Nie jest to takie jednorazowe działanie. Spróbuję też się włączyć." Wow! Ale super się poczułam!
* * *
Zaczął się grudzień. Mam kupione jakieś 90% prezentów. Mogę w spokoju szykować się do Świąt bez zamartwiania się zakupami.
* * *
Mały prywatny cud. Przez ponad trzy tygodnie niemal dzień w dzień próbowałam się umówić na wizytę do lekarza. Za każdym razem albo zajęte albo nikt nie odbiera telefonu. Miałam już zrezygnować, ale pomyślałam: "Panie Boże, próbuję ostatni raz. Zrób coś z tym". Telefon odebrany po trzecim sygnale. Wizyta co prawda dopiero w maju, ale na NFZ.
* * *
Ciągle chce mi się działać i iść do przodu! W tym roku nie zapadam w sen zimowy!
* * *
Zagniotłam przed chwilą ciasto na pierniczki. Co prawda to trochę późno na słynne Aganioki, ale mam nadzieję, że się udadzą.
* * *
Kładę się spać i słyszę od męża: "Wiesz co. Widać ostatnio, że próbujesz coś zrobić. I coraz bardziej widać efekty. Nie jest to takie jednorazowe działanie. Spróbuję też się włączyć." Wow! Ale super się poczułam!
* * *
Zaczął się grudzień. Mam kupione jakieś 90% prezentów. Mogę w spokoju szykować się do Świąt bez zamartwiania się zakupami.
* * *
Mały prywatny cud. Przez ponad trzy tygodnie niemal dzień w dzień próbowałam się umówić na wizytę do lekarza. Za każdym razem albo zajęte albo nikt nie odbiera telefonu. Miałam już zrezygnować, ale pomyślałam: "Panie Boże, próbuję ostatni raz. Zrób coś z tym". Telefon odebrany po trzecim sygnale. Wizyta co prawda dopiero w maju, ale na NFZ.
* * *
Ciągle chce mi się działać i iść do przodu! W tym roku nie zapadam w sen zimowy!
Subskrybuj:
Posty (Atom)